WILK I ZAJĄC NA TROPIE PRZYGÓD, DŹWIĘKÓW, SMAKÓW - CZYLI ZAPISKI Z WIELOMIESIĘCZNEJ WĘDRÓWKI PO KRAJACH BYŁEGO ZSRR ________________________________________________________________________________________________________________________________________________

31 sierpnia 2012

CZARNOHORA OD HOWERLI DO POPA IWANA

Czarnohora (ukr. Czornohora, Чорногора) to najwyższy masyw w Karpatach Ukraińskich (Karpaty Wschodnie). Sąsiaduje z Gorganami (ukr. Ґорґани) i Świdowcem (ukr. Swydoweć, Свидовець) na północnym-zachodzie, z Górami Hryniawskimi (ukr. Hryniawśkyj hrebet, Гринявський хребет) na północnym-wschodzie i ukraińsko-rumuńskimi Karpatami Marmaroskimi (ukr. Marmarośki hory, Мармароські гори) na południu. Niekwestionowaną królową Czarnohory i jednocześnie najwyższym szczytem Ukrainy jest Howerla, wznosząca się na wysokość 2061 m n.p.m. Poza Howerlą, dwójką z trzema zerami i ogonkiem mogą się poszczycić także Brebeneskuł (2036 m), Pop Iwan (2022 m) i Rebra (2001 m). W Czarnohorę najlepiej wybrać się w sierpniu lub we wrześniu. W czerwcu często występują burze, a lipiec jest deszczowy.

Do wysokości 1300 m n.p.m. zbocza Czarnohory porastają lasy bukowo-świerkowe z domieszką jodeł i jaworów, do 1450 m n.p.m. lasy świerkowe z domieszką limb. Powyżej świerków króluje kosodrzewina, a ponad nią już tylko połoniny… Cały masyw znajduje się na terenie powstałego w 1980 roku Karpackiego Parku Narodowego (ukr. Karpatśkyj Nacionalnyj Pryrodnyj Park, Карпатський нацiональний природний парк).


Z ZAROŚLAKA NA HOWERLĘ

Do Zaroślaka, skąd rozpoczyna się wędrówka na Howerlę nie dociera komunikacja publiczna. Przy drodze Worochta –> Werchowyna, w okolicach 10 km od Worochty ustawiony jest drogowskaz “na Howerlę”. Stąd pieszo pozostanie jeszcze 4 h do samego Zaroślaka. A pomyśleć, że do I wojny światowej z Worochty w pobliże Zaroślaka kursowała kolejka wąskotorowa! Za szlabanem zaczyna się już Karpacki Park Narodowy i kamienista leśna droga w górę Prutu. Po pewnym czasie kończy się zwarty las i zaczyna pasmo kosodrzewiny z pojedynczymi drzewami iglastymi. Z tego miejsca widać Kotły Zaroślackie, między którymi znajduje się 80-metrowej wysokości wodospad źródliskowy Prutu. Z Howerlą i Prutem wiąże się pewna legenda, funkcjonująca w kilku wariantach. Przystojny młodzieniec Prut oraz jeszcze piękniejsza i równie młoda dziewczyna Howerla zakochali się w sobie bez pamięci. Gdy ojciec dziewczyny – Car Gór – dowiedział się o zażyłej znajomości córki z prostym pastuchem, niezadowolony ukrył córkę przemieniając ją w górę. Aby zdjąć urok z ukochanej Prut musiał wejść na jej szczyt do wschodu słońca. Dzielnie młodzieniec piął się w górę, ale świt był tuż tuż. Gdy słońce wzeszło nad horyzont Prut zrozumiał, iż poniósł klęskę. Zrozpaczony siadł na zboczu Howerli i rzewnie zapłakał. Trochę ubarwię wariant dopisując coś od siebie: I tak płacze Prut, płacze po dzień dzisiejszy, a jego łzy spływają do szerokiego Dunaju… ;]

W oddali Plecy Howerli i sama Howerla

Wspinaczka po Plecach Howerli

Widok z Pleców Howerli w kierunku Zaroślaka

Następnie droga wiedzie przez strome Plecy Howerli (1764 m n.p.m.), od których najwyższy szczyt Ukrainy już na wyciągnięcie ręki. Trasa z Zaroślaka na Howerlę to 2,5-godzinny marsz i 800 metrów przewyższenia. Z Howerli rozpościera się widok na główną grań Czarnohory (w oddali majaczą ruiny obserwatorium na Popie Iwanie), Pietrosa (ukr. Petros, Петрос), Świdowiec, rumuńską część Karpat i Gorgany. Howerla jest łatwą do zdobycia latem górą, więc ciągną tu prawdziwe tłumny. Mam nieodparte wrażenie, że każdy Ukrainiec czuje się w obowiązku chociaż raz w życiu zaleźć na Howerlę. Przed Pomarańczową Rewolucją wejście na najwyższy szczyt Ukrainy było swego rodzaju formą deklaracji polityczno-ideowej. Co roku latem wspinają się tutaj zwolennicy partii “Nasza Ukraina” z jej liderem Wiktorem Juszczenką na czele. Przewodnik górski z Werchowyny – Wasyl Kobyliuk, który podrzucił nas do Zaroślaka busem, śmiał się mówiąc: “Juszczenko właził na Howerlę już 26 razy, z czego 6 beze mnie” ;) Na szczycie znajduje się obelisk i ukraiński symbol narodowy – trójząb (ukr. tryzub, тризуб). Jednego tylko pojąć nie mogę – dlaczego jest w barwach polskiej flagi?!?

Ostatnia prosta

Ostatnia prosta

No to jesteśmy


Z HOWERLI NA POPA IWANA

Trasa z Howerli na Popa Iwana liczy 20 km. Przejście zajmuje około 9 h. Zaczynając przygodę od Howerli w stronę Popa Iwana a nie na odwrót, zyskujemy kilkaset metrów mniej zmęczenia, bowiem Zaroślak, skąd rozpoczyna się wspinaczka na Howerlę, położony jest na wysokości około 1226 m n.p.m., natomiast przysiółek Dzembronii, z którego wiedzie droga na Popa Iwana – na wysokości około 845 m n.p.m. W 20-leciu międzywojennym główną granią Czarnohory przebiegała granica polsko-czechosłowacka, którą wyznaczają stojące do dziś kamienne słupki graniczne. Na słupkach widnieją numery główne (zmieniają się co kilometr) i numery dodatkowe (odliczają każde 100 metrów). Całą trasę z Howerli na Popa Iwana towarzyszą nam słupki graniczne i czerwony szlak a ścieżki są dobrze przedeptane, więc zgubić się nie sposób.

Trasa: Howerla (Говерла, 2061 m) –> Breskuł (Брескул, 1912) –> Pożyżewska (Pożyżewśka, Пожижевська, 1822 m) –> Dancerz (Danciż, Данцiж, 1849 m) –> Turkuł (Туркул, 1933 m) –> Rebra (Ребра, 2001 m) –> Brebeneskuł (Бребенескул, 2036 m) –> Menczuł (Менчул, 1998 m) –> Dzembronia (Дземброня, 1878 m) –> Pop Iwan (Pip Iwan, Пiп Iван, 2028 m).

Szczyty poprzedzielane są przełęczami, których wysokość nie spada poniżej 1750 m n.p.m. Często ścieżka poprowadzona jest nie tylko grzbietami poszczególnych gór, ale również poniżej - trawersem można obejść na przykład szczyty Turkuł, Dancerz czy Brebeneskuł. Trawers lewą stroną od przełęczy między Dancerzem i Turkułem bokiem tego ostatniego, pozwala na zaoszczędzenie prawie godziny czasu i ominięcie stromego zejścia z Turkuła. Myśmy skusiły się na wejście, by z 1933 metrów n.p.m. móc podziwiać położone w kotle z lewej strony jeziorko Niesamowite.

Z każdym krokiem Howerla powolutku maleje

Jeziorko Niesamowite

Niesamowite znajduje się na wysokości 1750 m n.p.m. Jest płytkie, muliste i pełne bliżej mi nieznanych maleńkich stworzeń, ale świetnie podnosi morale, kiedy wraz z kąpielą spłukuje się kilogramy wypoconej soli :) Z początku pojawia się wrażenie, że od przejmującego zimna ręce i nogi gotowe są odpaść, ale po chwili organizm się przyzwyczaja i z rozkosznym mrowieniem uczucie ciepła zaczyna się rozchodzić po ciele. Od tego momentu można już pływać bez grymasu na twarzy. Moja sputniczka Ola zarzekała się, iż miejscowa legenda głosi, że jeśli przepłynąć całe jeziorko w tą i z powrotem na golasa, spełni się najskrytsze marzenie. Długo się nie zastanawiałyśmy. Tekstylia w krzaki, życzenie na myśl, pełnia skupienia i jeszcze raz chlup do wody! W którejś z późniejszych rozmów z Hucułami dowiedziałyśmy się, że kobietom nie wolno się kąpać w Niesamowitym, ponieważ ściąga to straszliwe burze. Wierzcie, to mit – całą trasę słońce przypiekało jak na ruszcie. Sądząc po stosunku ilości namiotów do ilości ludzi spotykanych na trasie, Niesamowite to chyba najpopularniejsze miejsce na nocleg w głównej nitce Czarnohory. Woda z jeziorka nie jest zdatna do picia, ale nieco wyżej z lewej jego strony znajduje się źródełko, do którego prowadzi wydeptana ścieżka. Drugim miejscem często wybieranym na nocleg jest jezioro Brebeneskuł, znajdujące się między szczytami Rebra i Brebeneskuł (zejście na prawo pomiędzy słupkami nr 26 i 27). Jest to najwyżej położone jezioro na Ukrainie (1798 m n.p.m.). Brebeneskuł jest zdecydowanie bardziej kameralne niż tłoczne Niesamowite, a znajduje się niedużo dalej, bo o 45 minut drogi męskim krokiem.


POP IWAN vel CZARNA GÓRA

Pop Iwan (ukr. Pip Iwan, Пiп Iван, in. Czorna Hora, Чорна Гора) to trzeci najwyższy szczyt Czarnohory i ostatni w tym paśmie. Istnieje wiele hipotez wyjaśniających obie nazwy szczytu. Wg baby Żanny z Werchowyny nazwa Pop Iwan pochodzi od prawosławnego duchownego i jasnowidza z Suczawy, do którego tłumnie przez ten właśnie szczyt pielgrzymowali Hucułowie. Ta sama nazwa figuruje na polskich mapach sprzed II wojny światowej. Po agresji Związku Radzieckiego na Polskę w 1939 roku, ateistyczne sowieckie władze przemianowały szczyt na Czarną Górę, jednakże wg pewnej legendy nazwa ta powstała już za czasów watażki ruchu oprysznikowskiego Ołeksy Dowbusza, który na Czarnej Górze miał zabić samego czarta. Ze szczytu rozpościerają się zdecydowanie ładniejsze widoki niż z Howerli. Widać główną grań Czarnohory i czubek Howerli, Połoniny Hryniawskie, oraz leżące na granicy ukraińsko-rumuńskiej Karpaty Marmaroskie. Na oddalonym o 10 km od Popa Iwana szczycie Stoh (ukr. Stih, Стiг 1707 m) w paśmie Świdowca, przed wojną krzyżowały się granice: polska, czechosłowacka i rumuńska. Należy pamiętać, że na południe od Popa Iwana zaczyna się już strefa przygraniczna.

Na samym kraju świata majaczy Pop Iwan i ledwie widoczna bryła obserwatorium

Na ostatniej prostej przed Popem Iwanem o tej porze roku bogato owocuje borówka brusznica (ukr. brusnycja, брусниця, ros. brusnika, брусника). Na szczycie znajdują się ruiny ogromnego obserwatorium astronomiczno-meteorologicznego, wybudowanego nakładem Ministerstwa Obrony Przeciwlotniczej Polski w latach 1936-1938. Z 5-ciu kondygnacji dwie wykuto w skale. Budowla posiadała 43 pomieszczenia, 57 potrójnych okien oraz metrowej grubości ściany z wapiennych bloków (zewn.) i cegły (wewn.). Na szczycie rotundy umieszczony był teleskop. Obserwatorium funkcjonowało do napadu Związku Radzieckiego na Polskę 17 września 1939 roku. Po Armii Czerwonej obiekt przejęli Niemcy, którzy następnie przekazali go Węgrom. Ci ostatni stacjonowali tu do 1941 roku. Wszystko, co pozostało po ewakuacji polskiej załogi i najcenniejszego sprzętu rozkradziono a budowla zaczęła niszczeć. Na samym Popie Iwanie raczej nikt nie nocuje z powodu braku źródła wody pitnej i silnych wiatrów. Obserwatorium w żartach nazywa się „Białym Słoniem”, ze względu na jego gabaryty i biały śnieżny kożuch, którym pokrywa się w czasie zimowych zawieji.

Ruiny obserwatorium astronomiczno-meteorologicznego


Słupek graniczny na Popie Iwanie


Z POPA IWANA DO DZEMBRONII

Nad Niesamowitym miałyśmy wyborną kompanię braci – psychologów i dziewuszki jednego z nich, a także parę sympatycznych chłopaków z Polski, więc plany wstania skoro świt spełzły na niczym. Dlatego do Popa Iwana dotarłyśmy na tyle późno, że o zejściu do położonej w dolinie Dzembronii jeszcze tego dnia nie było mowy. Trzeba było obejrzeć się za jakimś miejscem na nocleg. Cofnęłyśmy się do słupka numer 18 (w stronę Howerli), skąd odbiłyśmy na prawo w stronę Smotrycza i Wuchatego Kamienia (od słupka 18 do podnóża Smotrycza – ok. 45 min). Na nocleg wybrałyśmy uroczą dolinę z prawej strony przed Smotryczem. Dobrze wydeptana ścieżka prowadzi w dół do trawiastego „placyku” i zarośniętych krzakami (ale widocznych z góry) szczątków przedwojennego schroniska AZS. Cisza, święty spokój, źródełko z wodą pitną, widok na zarysy masywnej sylwetki Białego Słonia w świetle księżyca – żyć nie umierać... Interesujący jest fakt, że w tych wysokogórskich dolinach nad ranem jest sucho. Jak wytłumaczył mi szef informacji turystycznej w Werchowynie – mgła schodzi w doliny do wiosek, natomiast wysokogórskie doliny, gdzie rozbijałyśmy namioty, znajdują się zbyt wysoko, by budzić się w mokrym od porannej rosy namiocie.

Ostatni rzut oka na Popa Iwana z Wuchatego Kamienia

Wypoczęte ruszyłyśmy w kierunku cywilizacji. Do Dzembronii (nie mylić z górą o jednakowej nazwie) można dojść przez Smotrycz (ukr. Смотрич), ale zejście jest bardzo strome więc trzeba się nieźle nagimnastykować. Trasa dłuższa, ale bezpieczniejsza wiedzie przez szczyt Uszaty Kamień :P (ukr. Wuchatyj Kamiń, Вухатий Камiнь), obchodząc Smotrycz z lewej strony. Dużo tu kosówki, która utrudnia marsz i drapie nieosłonięte łydki tych, którym leń zajrzeć do plecaka po nogawki ;) Zeście z Wuchatego obficie porasta borówka brusznica (właśnie dojrzewa) i borówka bagienna (ta już powoli odchodzi). Miejscami można znaleźć także bażynę czarną. Za jagodami na Wuchaty udają się tubylcy a ciekawego kształtu skały przyciągają rzesze jednodniowych wycieczkowiczów – w związku z tym wiele tu wydeptanych ścieżek, w których można się trochę zaplątać.

Wuchaty

W dolinie czeka cywilizacja

Skałki na zejściu z Wuchatego

Gdy miniemy wszystkie formy skalne należy znaleźć ścieżkę z prawej strony i kierować się w stronę lasu. Na wysokości 1400 m n.p.m. ścieżka prowadzi obok dwóch niedużych kaskadowych wodospadów na potoku Munczel (ukr. Мунчель). Dalej zaczyna się las dający zbawienny cień a ścieżka staje się bardzo kamienista. Z lasu wychodzi się na trawiaste zbocze i po kilku minutach marszu pojawiają się siedziby ludzkie – u gospodarzy można kupić kilka rodzajów bryndzy, począwszy od bardzo słonej i twardej, skończywszy na miękkiej i tłustej jak samo sało. Uwaga: płoty z poziomych żerdzi są przeszkodą dla bydła - nie oznacza to, że nie wolno tędy chodzić! Poniżej pierwszych chat miejscowi dziadkowie pokazali nam pozostałości okopów z I wojny światowej. Właśnie w okolicach Popa Iwana i Wuchatego Kamienia dwa lata stał wojenny front. Ponoć można się natknąć też na kawałki przeżartych rdzą zasieków z drutu kolczastego, pozostałości schronów, umocnień oraz łuski po nabojach. Cywilizacja, do której dotarłyśmy to tylko przysiółek Dzembronii, natomiast wszelki transport zbiorowy (na Burkut lub Werchowynę) odjeżdża z Dzemronii „centralnej”, oddalonej od przysiółka o dobre 4,5 km marszu. Miałyśmy to szczęście, że za jeden uśmiech do Ilc (ukr. Ilci, Iльцi) na przelotówkę z Worochty do Werchowyny zabrało nas samochodem małżeństwo z Kijowa. Wąska, kamienista droga wciśnięta między góry i rzekę jest naprawdę piękna. Z Ilc marszrutki odchodzą praktycznie co godzinę, natomiast z Dzembronii „centralnej” tylko dwa razy dziennie – o ile pamięć nie myli o 7:00 i 14:00 (w niedziele i święta nie kursuje nic). Zejście z Wuchatego do przysiółka Dzembronii zajmuje 4h. Na starszych mapach Dzembronia zaznaczona jest jako Beresteczko, co nasuwa na myśl z jedną z największych bitew XVII-wiecznej Europy. Jednak to „bitewne” Beresteczko znajduje się na Wołyniu niedaleko Łucka.

30 sierpnia 2012

MUZEUM ROMANA KUMŁYKA W WERCHOWYNIE

Roman Kumłyk to postać tak niezwykła, jak niezwykłe jest jego muzeum. Urodził się w 1948 roku na Huculszczyźnie. Jego rodzice podzielili los innych sowieckich zesłańców, więc wychowywał się u krewnych. Na Krymie zdobył zawód elektryka oraz ukończył średnią szkołę muzyczną. Po ośmiu latach powrócił na Huculszczyznę i osiadł na stałe w Werchowynie. Tu też założył muzeum regionalne, w którym od wielu lat gromadzi eksponaty związane z Huculszczyzną. W 1991 roku założył kapelę ludową „Czeremosz” (Werchowyna leży nad Czarnym Czeremoszem, dopływem Prutu), która łączy muzykę Huculszczyzny oraz sąsiedniej Bukowiny, Zakarpacia i Rumunii. W Polsce ukazały się dwa albumy „Czeremosza”, a sam zespół wielokrotnie gościł w w naszym kraju (m.in. na Festiwalu Huculskim w Krakowie i Mikołajkach Folkowych w Lublinie). Sam Kumłyk współpracował z Radiowym Centrum Kultury Ludowej (jednostka Polskiego Radia, przygotowująca audycje dla Radiowej Jedynki i Dwójki), Ośrodkiem Praktyk Teatralnych „Gardzienice” pod Lublinem (eksperymentalny teatr antropologiczny) oraz Filharmonią Warszawską i Lubelską.

Muzeum Romana Kumłyka nie potrzebuje ani reklamy, ani nawet wywieszki na drzwiach. Mieści się w białym budynku na ulicy Iwana Franka 35. Pan Roman jest jego właścicielem i zarazem kustoszem, dlatego muzeum można zwiedzać jedynie wtedy, kiedy akurat nie koncertuje z “Czeremoszem” i nie przygrywa nowożeńcom (obsługą wesel trudni się od 25 lat). Muzeum prezentuje zbiór huculskich strojów, huculskiej ceramiki (ale dostrzegłyśmy również polskie talerze!), książek poświęconych Huculszczyźnie (m.in. autorstwa Stanisława Vincenza – miłośnika i znawcy tego regionu), fotografii i oczywiście instrumentów. Pan Roman jest wspaniałym gawędziarzem (świetnie mówi po polsku!) - z humorem i pasją opowiada o dziejach Huculszczyzny i zbiorach muzeum.

Wnętrze muzeum


Wśród instrumentów można znaleźć między innymi: huculskie dudy (ukr. wołynka, волинка), „dołbanki” (tj. skrzypce-samodziełki), trembitę (ukr. трембiта), lirę korbową (ukr. лира корбова), drumle, okaryny (ukr. kukułka, zozulia, зозуля), fujarki (ukr. sopiłka, сопiлка) i kilka innych, wyglądem przypominających drewniane klocki z wypustkami ;)

Cymbały


Pan Roman potrafi zagrać na każdym z instrumentów zgromadzonych w muzeum i opowiada o nich ciekawe historie. Weźmy na przykład lirę korbową – instrument smyczkowy, w którym rolę smyczka pełni krąg trący o struny, a z pomocą klawiszy grajek przyciska te ostatnie zmieniając dzięki temu wysokość dźwięku. Jeśli do liry przykręcony był krzyż, można było wygrywać na niej tylko pieśni religijne. Z kolei trembita to niezwykle długi (bo aż trzymetrowy) instrument dęty. Trembitę wykonać nie hej hop, ponieważ świerkowy bal, z którego powstanie instrument, należy wcześniej suszyć około 23-25 lat. Po etapie suszenia bal pili się na pół, wygrzebuje środek i skleja. Wysokość tonów trembity zależy od długości użytego bala. W węższy koniec instrumentu wstawia się rogowy lub metalowy ustnik i gotowe. Na Ukrainie trembita popularna jest we wschodniej części Karpat Ukraińskich, w szczególności na Huculszczyźnie. Rozpaczliwą melodią tego instrumentu żegna się zmarłych podczas pogrzebu a także pastuchów, którzy co toku na świętego Jerzego (6 maja) wyruszają ze swoimi stadami na połoniny, skąd powrócą dopiero we wrześniu.


Trembita

Dremba (pol. drumla) przypominała mi mongolski komys, ale według pana Romana huculska dremba jest instrumentem wyłącznie żeńskim a ponadto Hucułki „nie gudziat” (tj. same nie wydają dźwięków) tak jak Mongołowie. Huculskie dudy (in. koza, dudka) wykonane są z niewygarbowanej skóry koźlęcia, z futrem zwróconym do środka. Kiedyś koza stanowiła jeden z wiodących instrumentów huculskich kapel. Dziś odchodzi w zapomnienie.

Dudy

Na przykrytych rusznikiem cymbałach (bez nich instrument jest bardzo głośny) Pan Roman wygrywa gościom Hucułkę Ksenię” a na dołbance pieśń górali „Czerwony Pas”:

 

Ponadto opowiada o huculskich zwyczajach. Dowiedziałyśmy się na przykład jak odróżnić pannę od mężatki i kawalera od żonatego. Jeśli chustka na głowie zawiązana pod brodą to mamy do czynienia z panienką, jeśli zaś z tyłu – z kobietą zamężną. Kiedy piórko u kapelusza z prawej – ten pan jest już zajęty, kiedy z lewej – jest nadzieja! ;D Pan Roman kapelusz swój zdobił piórkiem „po kawalersku”, ale chyba się z nami tylko droczył, bo na parterze spotkałam jego żonę :) 

28 sierpnia 2012

ICH HUCULSKIE WESELE

Oksana oświadczyła nam wczoraj: 
- Dziewczyny! Zabieram was jutro na prawdziwe huculskie wesele! 
- Aaale jak to?!? W plecaku podróżnika kołnierzyka nie uświadczysz, o stroju odświętnym nie wspominając! 
- Spokojnie, dobierzemy wam jakieś kiece. Nikt się nawet nie zorientuje żeście nie Hucułki!

Oksana słowa dotrzymała i następnego dnia odziała nas zmyślnie w piękne sukienki z huculskim haftem. Ja dostałam dodatkowo specjalne dwa kawałki grubego materiału, które mocno związane w pasie szerokim kawałkiem materiału stanowiły huculską spódnicę. Jedynym co zdradzało nas jako podróżniczki były trekkingowe sandały, ale kto by tam patrzył na stopy, kiedy przed nim takie harne Hucułeczki! Hej!


Huculszczyzna to region, który pomimo dziesiątek lat usilnej pracy władz sowieckich nad stworzeniem jednolitej narodowości (tj. człowieka radzieckiego) oraz dzisiejszej tendencji do przejmowania wzorców kultury zachodniej, skrupulatnie pielęgnuje swoje tradycje i przekazuje je z pokolenia na pokolenie. Ceremonia huculskich zaślubin jest bardzo barwna i ciekawa. Nie ma mowy o białej sukni i garniturze – młoda para podczas uroczystości i przez całą zabawę weselną odziana jest w tradycyjne huculskie stroje. Ślub Iwana i Uliany odbywał się w cerkwi Zaśnięcia Matki Bożej – największej drewnianej (i całkiem nowej, bo raptem 15-letniej) cerkwi na Ukrainie. „Za Sowietów” cerkiew była zlikwidowana a na jej miejscu stanął budynek lokalnej administracji. Po rozpadzie ZSRR cerkiew odbudowano, ale pięćset metrów dalej.




We wnętrzu chramu panował przyjemny półmrok. Ceremonia zaślubin różni się od katolickiej. W cerkwiach prawosławnych nie ma ławek, więc całą uroczystość wszyscy zebrani stoją. Batiuszka stoi na wysokości Złotych Wrót, a przed nim zwróceni przodem do ołtarza kolejno – młoda para, dalej świadkowie, a za nimi reszta uczestników uroczystości. Podczas ceremonii nad głowami młodych świadkowie trzymają korony – symbol królestwa niebieskiego i korony cierniowej Chrystusa. Po zaślubinach młodzi przebiegają przez tunel utworzony przez zebranych z ruszników (o tym czym są ruszniki pisałam w poście o Liuczy). Na progu cerkwi małżonkowie łapią za kołacz i każde z nich ciągnie w swoją stronę dopóki nie rozerwą go pół. Ponoć ten, komu zostanie w rękach więcej – będzie rządził w domu. Następnie młodzi karmią się nawzajem kawałkami kołacza, po czym zaczynają częstować gości. Drugi kołacz czeka ten sam los.




Czas na wesele! 

Weseliliśmy się w wiosce oddalonej od Werchowyny o kilkanaście kilometrów, w drewnianym domu uroczo położonym w wąskiej górskiej dolinie. Tradycja nakazuje młodym witać wszystkich przybyłych gości. Gdy tylko przekraczają oni wrota posesji, wyrastają przed nimi młodzi, rodzice młodych, kelner z wódką i tacą z zakąskami oraz muzykanci. Młodym życzy się najlepszego, wręcza prezenty, wypija z nimi po kieliszku wódki, zakąszając kiełbasą lub sałem, a następnie całuje się kolejno wszystkich muzykantów. Ci ostatni byli niezmiernie radzi nastawiając nam do całowania pysie :D Niektórzy nawet próbowali niezauważenie stanąć w „kolejkę” jeszcze raz ;) Prawdziwa huculska kapela składa się ze skrzypiec, cymbałów, sopiłki (fujarka), bębna i bajana (akordeon). Kiedyś dodatkowo wykorzystywano dudy.



Zaraz po całusach zaproszono nas do stołu, by chwilę później zagonić na parkiet. Sandały poszły w odstawkę a my w tany. Wieść o „dziewuszkach iz Polszczy” rozeszła się z prędkością światła, więc na brak partnerów do tańca nie narzekałyśmy do końca imprezy. Między kolejnymi pląsami panowie zapraszali nas na wspólny toast „za szczęście młodych”. Z całego serca życzyłyśmy im świetlanej przyszłości, ale z wódeczką to my mamy na Ukrainie niezły ambaras. My – wódczane abstynentki. Jak naszych nowych znajomych nie urazić a za kołnierz wylać? Jeśli podczas podróży po krajach byłego ZSRR nasi kompani będą nalegać na wódkę tak jak to czynią Ukraińcy – to z wątroby niechybnie zostanie nam gąbka... Jakości naszych organów strzegła jednak waleczna Oksanka. Nie wiem jak ona to robiła, ale wystarczył jej wzrok i jedno średniej twardości słowo, a nalegający na toast miękł i dawał za wygraną :)



Dawniej na Huculszczyźnie panowała okrutna tradycja. Po śródweselnej konsumpcji małżeństwa, w drewnianym kielichu z dziurką w stópce panu młodemu podawano wino. Wszystko było w najlepszym porządku jeśli mołodożon* wypijał zawartość nie roniąc ani kropli. Gdy zaś podnosił kielich do ust jednocześnie odtykając dziurkę palcem, wino kapało mu po brodzie dając zebranym znak, że panna młoda nie była dziewicą. Wtedy świeżo upieczona żona i jej rodzina okrywała się hańbą. Niestety wielu mężczyzn, aby ukryć swoją impotencję lub inne mankamenty, z premedytacją łamało życie młodym kobietom.


Jednym z elementów tradycji jest też piosenka, podczas której goście płci męskiej podrzucają do góry rodziców państwa młodych. Mama naszej panny młodej na co dzień mieszka we Włoszech. Jej głowę zdobi burza warkoczyków upiętych wysoko w ogon. Ciekawie się komponowała ta fryzura z tradycyjnym huculskim strojem.


Tańczyłyśmy zawzięcie - same, w kółku, z panami. Po tańcach hulańcach i kilku głębszych, na które udało się nas namówić całe szczęście nadszedł czas odpoczynku przy stole, wokół którego zebrali się biesiadnicy. Wniesiono ciepłe potrawy. Z dań regionalnych zauważyłyśmy jedynie banusz. Szkoda – liczyłyśmy na nowe przepisy :P

Gdy goście się posilili, do jadalni weszli muzykanci. Zatrzymywali się przy każdej grupce siedzących i przygrywali do zaintonowanych przez nich pieśni. Gdy muzykanci zakończyli „pielgrzymkę” po sali, rozpoczęła się pownycja (ukr. повниця). Człowiek pełniący rolę tamady** głośno odczytywał ile pieniędzy, jakie podarki i o jakiej wartości darowali poszczególni goście lub całe rodziny. W dawnych czasach wesele stanowiło swego rodzaju „mikrokredyt”. Kiedy rodziło się dziecko, jego rodzice zaczynali chodzić na wszystkie wesela we wsi, tym samym „zarabiając gości” na wesele swojej pociechy. Dlatego wysokość podarunków skrzętnie zapisywano, by wiadomo było jakiej wysokości kredyt zaciągnęło się u sąsiada i ile trzeba będzie wyłożyć, gdy jego dziecko dorośnie. 

Jeszcze jedną ciekawą tradycją jest drzewiec weselny – drzewko przyozdobione kolorowymi skrawkami materiału. Zostanie ono przytwierdzone do bramy domostwa nowożeńców i przez kolejne dwanaście miesięcy będzie napominało przechodniom o radości, która zawitała pod tą strzechę.


* ukr. mołodożon (молодожон) – pan młody 
** ukr. tamada (тамада) – wodzirej

DZIEJE SIĘ W WERCHOWYNIE

28 sierpnia – dzień pełen wrażeń. Czeka nas dzisiaj huculski ślub i weselicho, Werchowyna obchodzi swoje kolejne x-lecie, a Cerkiew Prawosławna ostatnie z dwunastu głównych świąt w roku liturgicznym - Święto Zaśnięcia Matki Boskiej (ukr. prazdnyk Uspinnja Preswjatoji Bohorodyci, праздник Успіння Пресвятої Богородицi). W kościele katolickim występuje ono pod nazwą Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Prawosławni obchodzą to święto 28 sierpnia, a katolicy 15 sierpnia. Różnica wynika z dwutygodniowej rozbieżności między kalendarzem gregoriańskim (posługuje się nim K. Katolicki) i juliańskim (K. Prawosławny). Właśnie ze względu na to święto, możemy zobaczyć tłumy Hucułów w tradycyjnych strojach.






Nabożeństwo odbywało się w największej i najwyższej drewnianej cerkwi na Ukrainie – cerkwi Zaśnięcia Matki Boskiej właśnie :) Przy czym jest to cerkiew nowa - liczy sobie dopiero 15 lat. W czasach Związku Radzieckiego wcześniejszą cerkiew zrównano z ziemią, a na jej miejscu stanął budynek lokalnej administracji. Po rozpadzie ZSRR cerkiew odbudowano pięćset metrów dalej (to tutaj wezmą dzisiaj ślub Iwan i Uliana, na których wesele jesteśmy zaproszone).







W trakcie nabożeństwa poświęcono beczkę z wodą, do której w niecierpliwej kolejce stali wszyscy wierni. Nabierali wodę do wszystkiego co mieli pod ręką – plastikowych kubeczków, słoików, piersiówek. Kiedy próbowałam złapać najlepsze kadry, dostałam kuksańca w bok. Odwróciłam się ze zmarszczonym czołem. „Masz, pij!” – powiedział mężczyzna solidnego wieku w pięknej wyszywanej huculskim haftem koszuli z kutasikami pod szyją – „To święcona woda. Da ci siłę i zdrowie”. „No to na zdrowie!” – pomyślałam upijając duży haust :) 




Prazdnik goroda uświetniają koncerty ponoć całkiem znanych na Ukrainie piosenkarzy. Pod sceną tańczy dzieciarnia, dorośli podśpiewują. Nadchodzą wybory parlamentarne, kandydaci nie tracą czasu – pomiędzy kolejnymi piosenkami z gatunku popsy z głośników sączą się nawoływania, obietnice i zapewnienia, że jeśli tylko Huculi wybiorą TEGO WŁAŚNIE KANDYDATA – nie tylko zacznie im się przelewać, ale od siedzenia na sztabkach złota dostaną odcisków. Przedsiębiorczy też nie tracą czasu – za parę hrywien można wziąć udział w rzucie dartem do tarczy z nadmuchanymi balonikami albo spróbować wytrzymać dwie minuty wisząc na drążku. Kto tego dokona – dostanie swój wkład z powrotem i jeszcze zarobi sto hrywien.

27 sierpnia 2012

U OKSANY SUSIAK

Do Werchowyny - stolicy Huculszczyzny, dojechałyśmy po zmroku. Zmęczone jazdą po wertepach, ugotowane na miękko upałem i duchotą marszrutki. Obiecałyśmy sobie odrobinę luksusu, więc zamiast rozłożyć się z namiotami w najbliższych wolnych krzakach, wypytałyśmy pierwszego napotkanego człowieka, gdzie można znaleźć nocleg i nie zrujnować przy tym naszego szczupłego jak modelka budżetu. Jeden telefon, kilka minut marszu i już mogłyśmy rozkoszować się bieżącą wodą :D Wieziot nam na artystów, nie ma co! Oksana, która przyjęła nas na kwaterę okazała się miłośniczką heblowania desek, samodzielnego budowania drewnianych domów i dekorowania ich mozaiką. Wykończenia tworzy ze szkiełek, koronek, wyszczerbionych talerzy oraz kamieni znalezionych w przepływającym przez Werchowynę Czarnym Czeremoszu.



Oryginalny sposób na ukrycie gwoździ:


W domu znajduje się spora biblioteczka związana z regionem, a także huculska ceramika i przedmioty użytku domowego. 



Nieopodal oksanowego domu takie sielskie widoczki: 




WERCHOWYNA

Nieformalna stolica Huculszczyzny, leżąca nad wodami Czarnego Czeremosza, w w odległości 120 km od Iwano-Frankowska. Pierwsza wzmianka o Werchowynie pochodzi z polskich źródeł z 1424 roku. Wymienia się ją jako miejscowość Żabie (ukr. Жабэ). Zamieszkuje ją 30 tys. osób. Nie jest ona ani miastem, ani wsią – to tzw. Posiołok gorodskogo tipa, czyli wieś o charakterze miasta. Bliskość łańcucha górskiego Czarnohory czyni ją dobrą bazą wypadową w najwyższe góry Ukrainy. W Werchowynie kręcono klasyki sowieckiej kinematografii: „Dowbusz” i „Cienie zapomnianych przodków”. Znajduje się tu muzeum huculszczyzny oraz najwyzsza (33 m) i największa drewniana cerkiew na Ukrainie.