WILK I ZAJĄC NA TROPIE PRZYGÓD, DŹWIĘKÓW, SMAKÓW - CZYLI ZAPISKI Z WIELOMIESIĘCZNEJ WĘDRÓWKI PO KRAJACH BYŁEGO ZSRR ________________________________________________________________________________________________________________________________________________

22 sierpnia 2012

LIUCZA GOŚCIOM RADA

"Jaky wy harni divczata, pojichały zi mnoju w Liuczu!"* - zakrzyknęła baba* Justyna i niewiele się namyślając zaczęła pakować nasze ciężkie plecaki do marszrutki (skąd w staruszce takie moce!?). W pierwszym momencie osłupiałyśmy, w drugim żwawo już podskakiwałyśmy na siedzeniach marszrutki mknącej po dziurawym jak sito asfalcie.

Do Liuczy dojechałyśmy już po zmroku, ale wyraźnie było jeszcze widać obrysy gór, pomiędzy które wetknięta jest ta przepiękna wioseczka. Noc była wyjątkowo ciepła i jasna (jaka odmiana po deszczowym polskim lecie!), świerszcze koncertowały na sto par odnóży, pachniało siano zebrane w stogi - tak zapewne musi wyglądać raj... Rodzina baby Justyny, choć sama niebogata, przyjęła nas naprawdę po królewsku – wygospodarowano dla nas pokoik i ugoszczono smakołykami. Kabaczkowa ikra nie ma sobie równych :) W kolejnym poście - przepis.

W wioseczce spędziłyśmy kilka dni. Żar lał się z nieba, ale skutecznie topiłyśmy go w chłodnej rzece, albo kryłyśmy się w lesie, zbierając grzyby i przybyłe tej nocy jeżyny...


W Liuczy zaskakuje liczba przydrożnych i przydomowych kapliczek. Każda zamożniej wyglądająca chatynka posiada swoją własną. Mieszkańcy przykładają dużą wagę do detali - pomalowane na błękitno-biało ściany domostw, studnie i kapliczki kryje się misternie tłoczoną blachą, od której mocno odbiją się promienie słoneczne, nadając im anielską poświatę.


Pod czujnym okiem Mychajła Dmytrewicza sprawdziłyśmy, czy aby nie zapomniałyśmy jak się doi :)


*Ale ładne z was dziewuszki, jedzcie ze mną do Liuczy! 

* Ukraińskie słowo baba znaczy tyle co babcia (nie ma ono negatywnej konotacji jak w języku polskim).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz