WILK I ZAJĄC NA TROPIE PRZYGÓD, DŹWIĘKÓW, SMAKÓW - CZYLI ZAPISKI Z WIELOMIESIĘCZNEJ WĘDRÓWKI PO KRAJACH BYŁEGO ZSRR ________________________________________________________________________________________________________________________________________________

01 listopada 2012

CYTRYNA WCALE NIE JEST KWAŚNA!

Podczas gdy ja nadrabiałam blogowe zaległości, Olga wybrała się na stary, żydowski cmentarz, znajdujący się nieopodal katolickiego kościoła, w którym znalazłyśmy schronienie i pracujemy z caritasowskimi dzieciakami. Kiedy wpadła do pokoju z oczami wielkimi jak talary, zamarłam. Ten ułamek sekundy, w którym nie zdążyła jeszcze wydobyć z siebie głosu wystarczył bym zdążyła przerobić w głowie tuzin scenariuszy (jeden bardziej potworny od drugiego), co też mogło się wydarzyć. Całe szczęście te okrągłe oczy były tylko wyrazem rozemocjonowania wydarzeniami, chociaż było też gorąco i straszno. Na cmentarzu “na spotkanie” Oldze wybiegła sfora agresywnych psów i nie mniej przyjaźnie nastawiony kozioł (o tak!). Akcja odwrotu przebiegała po trawiastej górce, która okazała się posiadać komin i być dachem czyjegoś domostwa. Złażącą z dachu Olę przyuważył właściciel nietypowej rezydencji. Chcąc ukryć swoje zażenowanie zaczęła chwalić domek, z którego za moment wynurzyła się starsza pani i zaprowadziła ją do izby, w której chroniła swój największy skarb – drzewo cytrynowe. W tym momencie mój kochany Królik przybiegł po mnie, bym zobaczyła to cudo na własne oczy.

Szłyśmy już po ciemku, inną drogą, aby nie natknąć się na kozła i wpólników. Olga obracała w palcach podarowaną przez panią Tamarę cytrynę. Pomimo tego, że dzieliło nas półtora metra, wyraźnie czułam intensywny zapach owocu. Która cytryna z hipermarketu pachnie na półtora metra?!? Drzewko cytrynowe było ogromne!


Zajmuje pół izby, chociaż liczy sobie raptem osiem lat. Mieszka w doniczce, a więc w ciepłych miesiącach właściciele wystawiają je na intensywne naddniestrzańskie słońce. Zimę zaś spędza w pomieszczeniu, w którym, w trosce o swój skarb, pani Tamara od czasu do czasu pali w piecu, aby nie przemarzło. Za troskliwą opiekę drzewko nagradza swych właścicieli obfitym plonem. W tym roku naliczyli 70 sztuk owocu (cytryna dojrzewa aż 9 miesięcy!). Poza tym od wczesnej wiosny do późnej jesieni drzewko kwitnie, rozsiewając przy tym intensywny, cytrynowy aromat po całej okolicy. Ciekawe to drzewko cytrynowe. Wydawałoby się logicznym, że skoro cytryna posiada pestki, to nic prostszego niż wetknąć je w ziemię i cierpliwie czekać na pierwszy plon – czyli cztery lata. Nic bardziej mylnego! – drzewka wyhodowane z pestki nie dają owoców. Płodne drzewko hoduje się z przyszpilonego do wilgotnej ziemi liścia. Sztuka to ponoć niełatwa, za to gdy w okolicach nerwu listka pojawi się pierwszy korzonek, dalej idzie już jak z płatka. Gałązki drzewa cytrynowego są drobne i wyglądają na kruche. Co jeszcze ciekawsze – posiadają kolce! Tyle razy człowiek pijał herbatę z cytryną, tyle razy ratowała go w chwilach troski czy przeziębienia, a nigdy nie przyszło mu do głowy na czym Jej Ekscelencja Kwaskowatość rośnie :)


No i teraz rzecz już w ogóle trudna do pomyślenia – młode cytryny, którymi nas ugoszczono były... słodkie! Można je było chrupać bez cukru, zupełnie jak jabłko. Ze skórką :) W domu państwa Tamary i Jewgienija cytryny nie profanuje się robieniem zeń konfitury, czy dodawaniem do słodkich wypieków. Jednak aby łowczynie przepisów nie wyszły z pustymi rękami, pani Tamara podzieliła się przepisem na ciasteczka “Biedny student” (ros. Biednyj studient, Бедный студент).

CIASTECZKA "BIEDNY STUDENT"

Składniki:
100 g drożdży
0,5 kg smalcu (myślę, że masło też się świetnie nada)
0,5 kg margaryny
mąka (tyle ile przyjmie ciasto)

Zagnieść tłuszcze i drożdże, dodając po trochu mąki aż do momentu otrzymania jednolitej, plastycznej masy. Wstawić do lodówki na 2 godziny (nie wiem co na to drożdże, ale przepis to przepis – z fachowcami-praktykami się nie dyskutuje). Następnie podzielić ciasto na kilka niewielkich porcji (takich aby po rozwałkowaniu stanowiły okrągły placek o średnicy około 25 cm). Każdą z nich cienko rozwałkować na oprószonej mąką stolnicy i pokroić na trójkąty jak pizzę. Na podstawę każdego z nich nałożyć łyżeczkę (najlepiej gęstej) konfitury, dobrze zakleić rogi i zwinąć od podstawy do tego najbardziej ostrego kąta. Piec a nagrzanym piekarniku około 15 minut. Oprószyć cukrem pudrem.

Podobnym przepisem podzieliła się z nami ciocia Natasza Nieczytajło z Parkan k/Bender, z tą różnicą, że nie dodawała drożdży.
____________

Skoro post jest o cytrynach to nie może się obejść bez przepisu na Jej Ekscelencję. Podzielę się przepisem, który w zeszłym roku wydębiłam od pani Natalii Jewgieniewnej ze Stawnicy (obwód Chmielnicki, Ukraina):

KONFITURA CUKINIOWO-CYTRYNOWA

Składniki:
1 kg młodej żółtej cukinii (jeszcze bez ziaren i z niestwardniałą jeszcze skórką)
2 duże cytryny
600 g cukru

Młodą nieobraną cukinię pokroić w kostkę (jeśli ziarenka się już zawiązały – usunąć je zostawiając tylko twardą część cukinii). Zasypać cukrem i odczekać aż puści sok. Gotować 10 min. i odstawić do ostygnięcia. Dodać pokrojoną w kostkę cytrynę (także ze skórką). Całość gotować 10 min. Na gorąco wekować w słoiki.
___________

Znam jeszcze jeden przepis z udziałem Jej Ekscelencji – koktajl na dwie równorzędne aktorki – cytrynę i pietruszkę. Moi współlokatorzy szaleją na jego punkcie :D Aby im przyjemność urozmaicać, często dodaję 2 pomarańcze albo mrożone maliny/truskawki. Powiadam Wam – gigant!

KOKTAJL CYTRYNOWO-PIETRUSZKOWY

Składniki:
2 cytryny
pęczek pietruszki
1-2 łyżki miodu do smaku
kostki lodu

Obrane ze skórki cytryny, pęczek pietruszki i kostki lodu miksujemy w blenderze na jednolitą masę. Dodajemy litr wody i łyżkę-dwie miodu do smaku. Voila!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz